Miętus


Autor: aviastra
Tagi: kometa  
09 września 2007, 21:03
Nie znosił, gdy go tak nazywałam, ale ja lubię prowokować, a on się tak pięknie wściekał. Był jak kometa, która zbliża się szybko, mami pięknymi barwami, a po chwili zostaje tylko wspomnienie po jej ogonie. Ktoś taki był mi potrzebny akurat najmniej, więc sobie go z miejsca odpuściłam. Niestety, jako w miarę statyczna planeta, byłam łatwym celem do namierzenia. Nie pytał o zgodę. Zwyczajnie się zjawił i truł dupę telefonami przez cały dzień, aż ze zgrzytem zębów poszłam na to spotkanie. Z daleka zobaczyłam, jak usiłuje zwymiotować w krzaki. Resztki nadziei na miły wieczór prysły. Mogłam się jeszcze wycofać, tylko, że to zupełnie nie w moim stylu. Miętus wyglądał raczej jak różowa landrynka ( bo przesadził ze słońcem) z podpuchniętymi oczami (bo przesadził z wódą). Na wstępie poinformował mnie, że ma czerniaka i że koniecznie musi iść do lekarza. Długo szukałam tego złośliwego czarnego, aż w końcu okazało się, że chodzi mu o małą, ledwie widoczną brodaweczkę, która nijak nie mogła mu zagrażać. Uspokojony zabrał mnie do pubu. Kurna jego smętnego...Same małolaty...Miętus się nie przejmował, więc znowu zmiędliłam między zębami kilka niecenzuralnych i po raz drugi tego wieczoru przyjęłam wyzwanie.
Miętus jest psem. Rasowym, po solidnej tresurze. Może się spić w 3D, ale nie wypuści z ręki portfela ze "szmatą" i odznaką. Drobny, błękitnooki, z blond loczkami, ale kiedy szedł do kibla, przez pełen rosłych nastolatków pub, robiło się koło niego pusto. Ustępowali mu z drogi, choć nikt go tam nie znał. Chodził jakoś tak, że wiadomo było, że potrzebuje miejsca dla dwóch osób ( moje wycieczki do kibelka kazały mi przypuszczać, że robię wrażenie kogoś, kto potrafi przenikać przez ściany) Patrzył w oczy, ale zawsze spode łba, jakby w każdej chwili musiał się bronić czołem przed ewentualnym atakiem. Na każde pytanie, nawet niewinne, odpowiadał pytaniem. Kiedy ja nie chciałam odpowiedzieć, mówił (wcale nie wkurzony) : " Ty nie denerwuj mnie" :):):):) 
To był naprawdę piękny wieczór. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś tak o mnie dbał. To były drobiazgi, ale takie, które musiały się brać z wczucia się we mnie, prawdziwej troski.
Nie poszłam z nim do łóżka, choć bardzo oboje tego chcieliśmy i choć nie mam natury zakonnicy. A on mnie nie zgwałcił, choć się odgrażał i miał okazję. Za bardzo go polubiłam, za bardzo mnie polubił. Za duże ryzyko.
Nie wiem, gdzie jesteś Miętus, ale myślę o Tobie ciepło, jak o pięknej, wielobarwnej  komecie, którą zdarzyło mi się zobaczyć. Mam nadzieję, że wiesz, czemu nie odebrałam Twojego telefonu. Że mi wybaczyłeś. I, że kiedyś znowu przemkniesz przez moje życie...  
10 września 2007
Miętus....hm...."uleczyciel ran...jak Piotruś Pan..." hehe. Pozdrawiam!
10 września 2007
:)
postal
10 września 2007
Przeczytalem, ale nie mam nic madrego do napisania.
10 września 2007
Widzę, naprawdę widzę jeszcze ślad mojej szminki na jego ustach (Margaret Astor mi pożarł:) ) I słyszę klaksony samochodów, gdy mnie całował na środku ulicy...
10 września 2007
...podobno głównie my-kobiety posiadamy niemal fotograficzną pamięć i do tego zdolność do zapamiętywania z pozoru mało znaczących drobiazgów zamiast "konkretów", np jaki kolor koszuli miał egzaminator a nie jakie zadawał pytania :)) ...
09 września 2007
Dobrze miec takie wspomnienia na smutne wieczory. Ja je pieczolowicie przechowuje w pamieci.
09 września 2007
Żebyś wiedziała, ile bym dała za to, żeby mieć "typowe" wspomnienia...:(
09 września 2007
Twoje wspomnienia są bardzo nietypowe, ale dzięki temu... niezwykle interesujące i mające w sobie to COŚ ;)

Co do poprzedniej notki: czasem dochodzę do takich samych wniosków. Nie mówię, że u mnie dzieje się niewiadomo ile, bo akurat stoję w miejscu, ale nie czuję żadnej spójności w tym moim żywocie.

Dodaj komentarz