Na sen


Autor: aviastra
Tagi: chemia  
21 października 2007, 00:00
Wzięłam. A jakże inaczej mogłabym zasnąć? Kiedyś jakiś kretyn powiedział mi, że mam się leczyć. W Monarze. Istnieje jeszcze Monar?
Wywaliłam dziś Andrzejowi wszystko, co o nim wiem. Całe błoto na talerz. Mailem .Powiedzieć nie miałam odwagi. Zaraz po rozmowie z nim, takiej czułej i miłej. Odpuszczam sobie. Pieknie łże. Ale łże. Po co?
Wiktor. Też łże. Już sie nawet nie kryje. Widocznie ma kogoś "pewnego". Inaczej nie ryzykowałby rozstania. To tchórz i gównojad.
Jutro spotkam się z Piotrem. Mało go znam.
Matka jest chora. Martwię się o nią, ale tego nie okażę. To byłoby źle przyjęte. U nas w domu nie okazywało się zmarwtienia, nie przyznawało do cierpienia. Czasem tylko mnie się to zdarzało, ale czuję to nienazwane potępienie niestosowności mego zachowania. Wszystko ma być O.K., nawet, jak nie jest. Szczególnie wtedy, gdy nie jest. Tak (milcząco) zarządził ojciec. Matka się go słucha. A ja się słucham Matki, więc jest cudownie...Mamo, czy Ty też sobie płaczesz gdzieś w kącie? :((((
Syn, czy ja też Ci to robię? Boże, tylko nie to!!!
Zaczyna działać proszek. Pani doktor, bardzo dziękuję za proszki :) Na sen. 
 
21 października 2007
A palnąć Cię? ;)
21 października 2007
U mnie w mieście istnieje jeszcze chyba. Przechodziłam koło Monaru codziennie przez 3 lata LO ;)

Dodaj komentarz