ostracyzm


Autor: aviastra
Tagi: brak  
02 marca 2008, 23:02

Był sobie raz mężczyzna. Włożył dużo czasu i wysiłku w to, żeby być szlachetnym, pomagać innym, rozwijać się, uczyć. To wymaga czasu. Dała mu go żona. Poza pięciorgiem dzieci, które ktoś przecież musiał wychowywać. Po latach stała się nieatrakcyjna. Mężczyzna rozwinął się na tyle, żeby umieć pięknie to nazwać: "coś się między nami wypaliło". Ale przecież natura rządzi się swoimi prawami. Miewał więc kochanki. Był jednak szlachetny, więc żadnej z nich nie obiecywał, że się z nią zwiąże na stałe. To było nie tylko szlachetne, ale i praktyczne. Z góry oddalało wszystkie ewentualne roszczenia. Jedna z kochanek zgodziła się (jak poprzednie) na te warunki, bo czas, który mężczyzna wykorzystał dla siebie nie był stracony. Był naprawdę wartościowy, ale nie bez wad. Zapytany o tę szlachetność i zwyczajną zdradę odpowiadał, że boleje. Kochanka nie chciała wiele. Wyłącznie być KIMŚ. A może tylko BYĆ? Ale i to było zbyt wiele. Poczuła się zraniona, bolało ją to. W końcu z wszystkich trzech bohaterów tej bajki najwięcej dawała, a najmniej dostawała. Poskarżyła się o tym w blogu. Takim "przed snem", żeby poukładać rozbiegane myśli, rozterki serca. Oberwała milczeniem. Nie rozumiała, czemu? Ani jednego słowa wsparcia, zrozumienia. Czy naprawdę nikt nie wie, jak to jest, gdy kochana osoba milczy przez trzy dni? Nie ma na to żadnego innego wytłumaczenia, poza śmiercią milczącego, niż takie, że nagle przestała być ważna lub, że ważny stał się ktoś inny. Nikt nie wie, jak to boli?

Przeczytałam w czyimś blogu o hipokryzji. Ja nikogo nie zdradziłam. Nie mam kogo zwyczajnie. Nie dostałam w zamian za darmowe sanatorium dla mężczyzny NIC, prócz słów. Mężczyzna zbiera całą pulę. Włącznie z sympatią czytających blog. Fajny biznes. Brać, nic nie dając. Jego żona dostaje zwyczajnie to, co jej się należy i żadna to szlachetność. Zwyczajna, prozaiczna uczciwość. I wygodnictwo dającego.

Łabędzi śpiew. Zabrałeś mi Wojtku ostatnią nadzieję, resztki wiary, okruchy nadziei, że są jeszcze ludzie zwyczajnie dobrzy. Ty już nie jesteś ważny. "Trzy dni, trzy łzy" i tyle. Potem już tylko pustka. To takich jak Ty kochają inni. To Tobie, idealnemu biorcy, kibicują i klaszczą gapie.

 A ja? Póki co zastanawiam się, jak się likwiduje ten blog. Potem pomyślę, jak ocalić resztki szacunku dla siebie. Potem...niech diabli porwą. 

04 marca 2008
Moja dusza, niestety, jest czytelna, jak brukowa gazeta.
Fajny tekst. Podoba mi się. Szkoda, ze nie wiem kogo.
postal
04 marca 2008
Ja nie wiem co to znaczy. Nie pytaj mnie o zdanie.
"Zabij w sobie milosc, albo pozwol jej uciec, nie obchodzisz nikogo, wszyscy maja Cie w dupie. Nie znaja Twoich mysli i Twojej duszy, nie maja pojecia, co w srodku Cie dusi"
04 marca 2008
Muszę to wszystko przemyśleć. Jak ciągle słyszę, że "przegięłam", "przesadzam", że "się zagalopowałam", to pewnie coś w tym jest :-/
03 marca 2008
Dumałam chwilę, czy polubiłam Wojtka - Zbawiciela, Wojtka - Wszechmogącego? Zdumiewające, ale nie... i nie mam z tego powodu poczucia winy :)))
03 marca 2008
i jeszcze jedno... ten "ostracyzm" tak mnie zaintrygował, że sięgnęłam do słownika wyrazów obcych...
03 marca 2008
skomplikowane to dosyc...
03 marca 2008
Przepraszam Cię, kochana Avi, że to powiem, ale ZNOWU przesadzasz :) [zresztą nie jesteś sama, to chyba bardzo kobieca cecha...]. Pal licho Wojtka i sympatię, jaką wywołuje w innych... Ten blog jest Twój i to Twoja osoba przyciąga. A to, że jedna notka nie została skomentowana jeszcze o niczym nie świadczy, a już na pewno nie o tym, że ktokolwiek trzyma tu czyjąkolwiek stronę. Nie nadinterpretuj, proszę. I nie zamykaj bloga. Chcemy Cię czytać :)
03 marca 2008
Stop! dziewczyno! chyba się zagalopowałaś!
Twojego bloga czytam z sympatii do ciebie! A Wojtka, owszem, polubiłam, ale chyba dlatego, że czułam, że ty go lubisz!

Dodaj komentarz