Pocałunek słońca
Tagi: szczęście
26 kwietnia 2008, 00:00
Już nie pamiętam, kiedy czułam się taka szczęśliwa, spokojna i spełniona. Mam wrażenie jakbym płynęła nad ziemią, a nie stąpała po niej. Poradziłam sobie. Z bólem, strachem, słabością zwątpieniem, niewiarą. Do tego jest tak pięknie, wiosennie w koło. Nie mogę nacieszyć oczu świeżą zielenią, kwitnącymi drzewami, słońcem. I synami. Patrzyłam na nich przez okno, jak szli. Dwóch dorodnych, dorosłych facetów. Zjedliśmy wspólnie uroczysty obiad na cześć przyjazdu Młodego. Tyle było śmiechu, takiego prawdziwego, radosnego. Potem Starszy koniecznie musiał zabrać do siebie brata, żeby mu pokazać, co zmienił w swoim mieszkaniu od jego ostatniej wizyty. Potem przesiedziałam z Młodym pół nocy i słuchałam o jego pracy, rozterkach, radościach, smutkach, ale także, jak widzi mnie.
To wszystko takie zwyczajne. Nic wielkiego się nie wydarzyło. To było i wcześniej, tylko tego nie widziałam w swojej słabości, zaganianiu, obawach. A wystarczy podnieść oczy i popatrzeć.
Czterech mężczyzn trzymało dziś za mnie kciuki, gdy byłam u dentysty. Prawdziwie i z serdecznie troszczyli się o mnie. Synowie eskortowali mnie, jakbym co najmniej miała odlecieć w kosmos :) Nie, nie jestem typem mimozy, ani histeryczki. Naprawdę wiele się wycierpiałam i oni o tym wiedzieli, ale przecież mogłam być z tym wszystkim sama.
Tak wiele mam. Boże, nie pozwól mi już nigdy o tym zapomnieć.
Dodaj komentarz