Tagi: marazm
22 stycznia 2008, 23:14
Od kilku dni nie mogę się za nic wziąć, nic mi się nie chce. Od przeszło tygodnia nie umyłam nawet głowy. Chodzę do pracy w dżinsach i trykocie i jest mi zupełnie obojętne, że nie powinnam. Odkładam wszystko, co powinnam. Jakby ten stan apatii był zaraźliwy umilkły wszystkie telefony. Wszyscy są nagle bardzo zajęci, a ja...oddycham z ulgą. Prawdę mówiąc niewiele mnie to obchodzi. I to mnie przeraża.
Ale jest jeszcze coś. Moja przyjaciółka jest w prawdziwym niebezpieczeństwie. Rano odebrałam pisane przez nią w nocy maile. Powódź. Jeśli tama nie wytrzyma miejsce gdzie mieszka przestanie istnieć. Ostatni SMS:"pakujemy się już". I cisza. Prosiła o modlitwę, ale mnie Bóg wysłuchuje na odwrót, więc nie ryzykuję. Tylko strasznie się boję. Grażynko, błagam, odezwij się !!! :(((
W tym całym otępieniu połączonym ze strachem ledwo zauważam, że Wojtek, ten od zbawiania świata, dzwoni kilka razy dziennie, choć ma sto spraw na głowie i grypę. A może nie chcę tego zauważać? Bo jest zbyt mądry, zbyt dobry i...żonaty. Jeśli dodać do tego, że jest prawy, to robi się na prawdę niebezpiecznie :( Zaczyna mi zależeć, a to bardzo już niedobrze.
Jutro mam spotkanie z koleżankami z L.O. Boże spraw, żebym umiała się zebrać jakoś do kupy. Tak się na nie cieszyłam :(