Tagi: ból
16 lutego 2008, 22:13
Czasami coś dzieje się zupełnie nieprzewidywalnie, znienacka, bez intencji. Po prostu się dzieje. Tak było i wczoraj. Mój krótki mail przed snem. Jego długa nocna, riposta. Przeczytałam ją rano. Od tego czasu mam ból brzucha. Nijak nie umiem się go pozbyć. Musiałabym się chyba spić w trupa, a nie mogę. Jutro 80-ta rocznica urodzin mojej Matki. Nie chcę na niej być skacowana. Może nie jest idealną matką, ale nie zasłużyła na to, żeby przez jakiegoś bubka oglądała córkę z worami pod oczami.
Wiem, że pisząc tego maila był zmęczony, ale właśnie dlatego jest taki autentyczny. Zobaczyłam go ze strony, której wcześniej nie miałam przyjemności. Nagle radość serca zmieniła się w ból brzucha. Znam ten ból dobrze. Tak się czułam przez ostatnie dwa lata z ex. I nie chcę się już tak nigdy więcej czuć. Milczał cały dzień, nie licząc porannego SMS-a. Pewnie wie, że przegiął. Jutro w nocy ma przyjechać. Jak zwykle skonany. Wylizać rany, odpocząć. Nie odpocznie. Podzielę się z nim tym bólem brzucha. I nie zostanie trzech dni. Moje mieszkanie to kurwa nie sanatorium. Za chwilę wydrukuję sobie jego ostatni mail. Żeby mi nic nie umknęło. Żeby nie przeinaczył. Żebym siebie nie posądzała o schodzenie w katakumby. Wypunktuję go do końca. Bo wiem, że to będzie koniec. Będzie mi go brak, to też wiem, ale faceci przychodzą i odchodzą, a ja muszę z sobą zostać i muszę sobie umieć spojrzeć w oczy. Za ich przymykanie zapłaciłam kiedyś wysoką cenę. To rozstanie odbędzie się na moich, twardych warunkach. Jak z Wiktorem. Jego łzy na policzkach nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Jest mi teraz bardziej oddany, niż wtedy, gdy byliśmy razem. Jak z Jackiem. Znowu dzwoni, bo pani profesor okazała się "nie taka jak myślał". Zarzuciła mu "nudę intelektualną" (kocham tę kobietę za to określenie :))) ) Jak z..., a zresztą, komu potrzebna ta wyliczanka.
Nie jestem żadną babą jagą. Naprawdę nie wymagam wiele i dużo umiem dać. Chcę tylko, żeby mnie szanowano. To tak wiele?