Archiwum sierpień 2008, strona 2


Dołowanie
Autor: aviastra
Tagi: bywa  
09 sierpnia 2008, 00:29

Dostałam upomnienie od Modrzaka, że smęcę. I słusznie. Znaczy, słuszne upomnienie i słuszne smęcenie. Trudno, bywa i tak, że życie da kopniaka w sam środek tyłka, co nie należy do przyjemności, ale z kolei to jeszcze nie powód, żeby się mazgaić. Nie powiem, żeby od wczoraj coś się zmieniło na lepsze, raczej odwrotnie, więc sobie siedzę w dole, ale ma to i dobre strony.

No, więc dobre strony dołowania są takie, że nie ma się już sił na popełnianie nowych błędów i wplątywanie w nowe kłopoty. Mniej kłopotów to jednak lepiej, niż więcej. Nie ma się też już sił na podtrzymywanie relacji i w takich chwilach widzisz, kto mimo to pozostaje blisko. To doświadczenie bywa zaskakujące. Często są to osoby najmniej podejrzane. No i jeszcze jedna zaleta dołowania, to bolesna, ale konieczna, eliminacja tych, którzy bliskość tylko udawali.

Już wiem, jak zabezpieczyć Młodego, bo oczywiście w tym dole nie siedziałam z założonymi rękami. Przeleciałam kilku agentów ubezpieczeniowych i w końcu znalazłam coś, co mi pozwoli spokojnie spać. Pogodziłam się też, choć bardzo niechętnie, z myślą, że jednak tak do końca nie zrezygnuję z możliwości medycyny.

I jeszcze jedno. Dość ważne. Uważnie przyjrzałam się sobie i temu, co robię. Wybieram takich mężczyzn jak Wojtek (jeden, czy drugi), którzy nie rokują na stały związek. Czy to możliwe, że podświadomie wcale go nie chcę? Faktem jest, że gdy tylko pojawiał się ktoś, kto realnie był zainteresowany byciem razem, znajdowałam mu sto wad i sto przeszkód. Ja się zwyczajnie boję zaryzykować.

Tak więc, widzisz Modrzak, dołowanie nie jest tylko złe :)

Fajnie
Autor: aviastra
Tagi: bez za  
07 sierpnia 2008, 23:43

Przez dwie godziny klikałam z moim Małym Księciem. Pisałam kiedyś o nim, więc nie będę się powtarzać. To wirtualny mężczyzna, w wieku mojego Starszego. Chyba jedyny, którego kocham miłością bezinteresowną i bezgraniczną. Wspominaliśmy "stare dobre czasy", kiedy dawaliśmy czadu na czacie. Przypomniałam mu, że chyba nie były takie dobre, bo był to pokój "złamanych serc" :))) Był bez pracy, bez nadziei. Dziś...Poszedł do przodu jak burza. A we mnie rośnie serce, choć złamane, bo jeśli komuś się coś od życia należy, to na pewno jemu. Cieszę się tak jego szczęściem, że aż mi się ryło śmieje, a w oczach mam prawdziwe, pieprzone łzy wzruszenia. Czy szczęściem-nie wiem; raczej nie :( Powodzeniem. Mała różnica. Znamy jej subtelną różnicę i to nas łączy.

Wcześniej był u mnie Wojtek. OCZYWIŚCIE nie TEN Wojtek. Ten z Sylwestra. On kocha JĄ (to nie ja). Ja kocham JEGO (to nie on). Mamy o czym rozmawiać. Pełne zrozumienie. No i zawsze było nam dobrze w łóżku. Dziś też.

Jeszcze sobie dziś popłaczę, Kochany, z Twojego powodu. Bo wiem, tak, jak Ty, że nie będzie nikogo innego, tak bliskiego i tak niebezpiecznego. Gdybyśmy się, choć przed sobą, do tego przyznali, nasze światy, nasze ostoje, runęłyby w gruzach. Ja może zaryzykowałabym. Mam mniej do stracenia. Ty-wszystko. Nie wyrównam strat. 5-cioro dzieci, 6-cioro wnuków, 1-dna schorowana żona. Miałam być, jak Olga, niezobowiązująca, zastępująca, niewymagająca i okresowa. Przeliczyliśmy się oboje.

Jutro odbieram wyniki jakiś durnych, medycznych badań, które mi powiedzą, czy mam jeszcze prawo do marzeń, czy nie. I jakoś, po rozmowie z Małych Księciem, niewiele mnie to obchodzi. On jest zdrowy. Ma przy sobie kobietę, która go kocha. To nic, że bez wzajemności. I idzie się targować o 8-mkę :) Wygraj, Marcin! Jesteś tego wart. Za ten cały ból, który znam tylko ja.

 

Zajefajnie
Autor: aviastra
Tagi: durne słowo  
06 sierpnia 2008, 22:18

Odezwała się Joanna. Milczała od kiedy uniosłam się i podniosłam głos. Jak mogłam?! Ale są takie sfery, których lepiej u mnie nie ruszać. Zrugała mnie za to, że za bardzo martwię się chłopcami, że są dorośli. Nikt nie będzie mi mówił, kiedy i czym mam się martwić. A już od chłopców to wara!!!!

Napisała, że ma doła jakiego nigdy przedtem nie miała. Wierzę jej i współczuję, ale nie umiem pomóc. Sama sobie nie umiem :(

Przyglądam się ludziom wokół mnie. Jest wszystko ok., gdy jest wszystko ok. Gdy nie jest...No, to masz problem kobieto. Ludzie nie chcą widzieć mnie w kłopotach. Takich prawdziwych. Chcą tej seksownej, niefrasobliwej (?), dowcipnej Avi. Nigdy taka nie byłam. Przynajmniej, nie tylko taka, ale to była tylko moja sprawa. Dawno już zauważyłam, jaką siłę ma w sobie "keep smiling". Teraz nie mam siły na tę siłę. I jakoś mnie nie dziwi i nawet nie wzrusza, że Wiktor wziął sobie urlop. Także ode mnie. Podobno pojechał do kuzyna. Po co kłamie, nie wiem. Powiedziałam o swoim problemie kilku znajomym. Kumplom. W odpowiedzi: heheheh. Oczywiście w  super wyrafinowanej intelektualnie formie. Włącznie z przypowieścią o Amazonkach i Achillesie.  Skąd ja biorę tych idiotów? Funkcja delete. Po co mi ktoś taki?

I jeszcze ten upierdliwy Młody. GG. Cholera z tą techniką. "Napisz mi, co u Ciebie, czy wszystko w porządku?" No i co ja mam mu napisać? Za diabła rogatego nie umiem kłamać. Nie jemu. No, to nie piszę nic.

Był dziś na chwilę Starszy. Nie jest z nim dobrze. Ja udaję, że nic nie widzę. On udaje, że wierzy, że nic nie widzę. Oboje wiemy, że nic nie da się zmienić.

Jaki mężczyzna udźwignie kogoś z takim balastem? Żaden. Wiem o tym. Wojtek to była moja ostatnia nadzieja. Tak prężyłeś muskuły, Kochany, a pokonało Cię lekkie zawirowanie :(

Mam pojechać do swojego krakowskiego znajomego, pójść na oblewanie awansu Basi. Po co? Dla zasady? Żeby znowu udawać? Chyba nie dam rady i nie będę miała odwagi powiedzieć prawdy. Coś wymyślę. Albo i nie? Nie wiem. Nic już nie wiem.

Decyzje
Autor: aviastra
Tagi: wybory  
05 sierpnia 2008, 20:51

Fatalny dzień. Antybiotyk mnie rozkłada. Im jestem słabsza, tym mam podlejszy nastrój. Do tego znowu bank podwyższył mi wysokość raty kredytu hipotecznego. Żeby sobie dołożyć zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć o wyniki badania cytologicznego. Dobre nie są. Ale może się polepszą, jak wezmę hormony. A może nie. Na pewno znowu będę się źle czuć, utyję. Co mi da to całe badanie się? Tyle, co do tej pory. Kupę nerwów i skutków ubocznych. Każdy mój kontakt ze służbą zdrowia skutkuje gorszym samopoczuciem. Bez sensu.

Do tego ginekologa poszłam, bo Młody nalegał. Żeby go uspokoić. Ale go nie uspokoję. Ani nie zmartwię. Zwyczajnie skłamię. Równie dobrze mogłam od razu skłamać i mieć dziś spokojne nerwy. Ludzie chodzą do lekarzy, żeby się ewentualnie leczyć. Ja sobie na to nie mogę pozwolić. Żadne chorowanie, żadne L4. Nie pracuję==>tracę pracę==>nie płacę hipoteki==>tracimy z Młodym dach nad głową. Kaplica.

Moja matka nie miała przyjemności z ginekologiem przez całe  życie. Swoje 82 lata przeżyła w zdrowej nieświadomości co do swojej cytologii. Śmiem twierdzić, że dożyła tego wieku, bo jak ognia unikała łapiduchów. Zamierzam kontynuować rodzinną tradycję, ale nie tak długo, bez przesady.

Żeby nie zostawić ewentualnie Młodego z długami jutro znajdę sobie jakąś dodatkową polisę na życie. Póki jeszcze nie stwierdzono u mnie żadnej choroby, żebym nie musiała kłamać. Składka wyniesie pewnie i tak mniej, niż ewentualne leczenie. Jakby co, mieszkanie będzie jego. Może je sprzedać, zostać w nim, będzie miał wybór.

Bolą mnie wszystkie stawy. Najbardziej palców. Chyba jednak miałam pecha, co akurat mnie nie dziwi, i trafiłam na jakiegoś kleszcza, który nie przechodził badań okresowych.

Weekend
Autor: aviastra
Tagi: nie wiem  
03 sierpnia 2008, 22:26

Tak, jak sobie obiecałam: żadnych facetów.

W sobotę przedpołudniem czytałam Dominikę Stec i rechotałam. Popołudniu przyszła Basia. Piwo, wino i długie Polek rozmowy. Burza, świece, byle jaki makijaż i wdzianko. Jednym słowem pełny luzik. Do czasu. W pewnym momencie wspomniała, że Wojtek emabluje Olgę. Zwisło mi to centralnie. Wino było z...jakiegoś dziwnego kraju, nie pamiętam skąd, ale działało jak tabletka obojętności. Co mnie to obchodzi z kim jest? Wiedziałam, że z kimś musi. Basia wyszła grubo po północy. A i to z rozsądku, bo dziś miała jakieś tam ważne sprawy. Super wieczór!

Ranek już nie był taki miły. Nie, nie miałam kaca. Ten niewiemjakikraj produkuje naprawdę dobre wina. Na nieszczęście obudziłam się trzeźwa i pierwsza myśl, jaka mnie dopadła to Olga i Wojtek. Wiem o Oldze, że życie porządnie ją poharatało i, że jest bardzo do mnie podobna. Nie jest moja przyjaciółką, ale bardzo ją szanuję. Burza mózgu. Olać i mieć spokój, czy działać i narazić się na kontakt z Wojtkiem i dołek? Wiem, jak działa Wojtek...I wiem, jak zareaguje Olga...I wiem, jak to się skończy...Niestety, WIEM. Zadzwoniłam do niego. Zaproponowałam mu agencję towarzyską zamiast Olgi i była to propozycja nie do odrzucenia. Obiecał (o dziwo!), że da jej spokój, "jeśli to mnie tak bardzo boli, bo nadal moje uczucia są dla niego ważne". Blebleble...Zwyczajnie się wystraszył. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Widocznie umiem naprawdę wystraszyć facetów. Nie jestem z tego dumna, ani szczęśliwa.

Ale kosztowała mnie ta akcja resztki zapasu ginu, żeby wypełnić dół. Znowu moje myśli stoczyły prawdziwą walkę bokserską, a żadna z nich nie chciała być Gołotą, od czego wibruję, jak kamerton, który nie wie, czy ma się dostroić do moich, czy do jego sądów. Zdecydowanie nadajemy na innych częstotliwościach.

Niech on przestanie istnieć. Niech mnie dopadnie skleroza (wybiórcza). To chyba jest to sławetne "fatalne zauroczenie". Niech mi ktoś, do diabła, pomoże!