Archiwum marzec 2008, strona 3


Śmierć
Autor: aviastra
Tagi: ból  
07 marca 2008, 22:17
Robert umarł dziś rano. Starszy i jego żona zajmują się wszystkim, bo żona Roberta...Nieważne. Pisałam już o tym. Martwię się o Starszego. On nie powinien znosić takich napięć. To dla niego niebezpieczne :( "Syn, płaczesz?" "Nie mogę. One płaczą, ja muszę prowadzić. Popłaczę kiedyś, potem...Jutro prowadzę kurs...Życie nie pyta, tylko idzie dalej".
Jestem jednym, wielkim, ściśniętym żołądkiem. Chciałam odwołać "sabat", ale nie mogę tego zrobić tym kobietom. Wiem, jak bardzo się na to spotkanie cieszyły. W życiu musi być miejsce na smutek i na radość. Czy będę umiała się jutro cieszyć?
Nie mam z kim porozmawiać. Wojtkowi dałam znać od razu, ale nie odpowiedział nic. Dla Andrzeja to nic nie znaczy. Wiktor na pewno by ze mną porozmawiał, ale nie umie słuchać. A ja nie umiem słychać pocieszeń w stylu "ale jutro będzie lepiej, słoneczko". Wkurwia mnie to do granic. Skąd on wie, co będzie jutro? Grażyna od dawna nie pisze. Młody ma dość problemów, nie mogę mu dokładać swoich.
Wszystkie te osoby mnie kochają (niektóre deklaratywnie), a ja jestem SAMA ze swoim smutkiem.
Do tego mam ten cholerny atak paniki...Już nawet nie mam sił na 3 oddechy. Jak Robert. Umarł dusząc się. Nie ma gorszej śmierci...
Na jutro kupiłam gin, ale chyba wypiję go dzisiaj. Inaczej pęknie mi żołądek. I serce. 
Bez niespodzianek
Autor: aviastra
Tagi: proza życia  
06 marca 2008, 23:40
Jak można się było spodziewać-dałam ciała. A właściwie-dam.
 
Andrzejowi powiedziałam prawdę o nas. I się obraził. Przecież  nie wyjawiłam mu miłosiernie swoich myśli, tylko opisałam naszą sytuację. Ale i to go przerosło. Ponoć "dusza go boli".Wątpię. Najpierw trzeba ją mieć. I tak przepadła moja nadzieja na dostatnie życie. I nie wiem, czemu mi nie żal :)
 
Ciała dam w sobotę. Oczywiście, gdy tylko odezwał się Wojtek, wszystkie moje rozpacze, niepokoje i złość wydały mi się jakieś głupie i egoistyczne. Był z żoną, przyjaciółmi, dziećmi...Jak mogę z nimi konkurować? Jakie mam do tego prawo? Kolejność uczuć...
 
Wpadliśmy na super pomysł. Przyjedzie w sobotę na sabat. "Dziewczyny" nic nie wiedzą. Szykują się na babski wieczór. W papciach :) Wojtek ma tremę. Ja idę na spontan. Niech się dzieje wola nieba. Albo mnie znienawidzą albo jego pokochają. Nie wiem, co gorsze :)
 
Tak, wiem, jak to wygląda...Jestem głupią, durną...babą (oszczędzę dziś sobie bardziej dosadnych określeń ), ale pasujemy do siebie jak itd. I tak naprawdę, to cieszymy się na ten moment, kiedy po sabacie...Taki ukradziony, nienależny nam czas. Taki czas, "na który warto czekać wiek".
 
Niełatwo przyznać się do błędu. No, ale w końcu nie jestem facetem, więc mnie stać :) Przepraszam wszystkie te, które ...źle potraktowałam za sympatię do Wojtka. Problem w tym, że ja, mimo rozlicznych dowodów, nie mogę uwierzyć w jego: "kocham". 
 
Do InnejM
Autor: aviastra
Tagi: anegdotka  
04 marca 2008, 21:18
Kiedy czytałam Twoją ostatnią notkę przypomniała mi się taka historia sprzed lat.
Moja przyjaciółka od dawna mieszka w Australii. Z dala od Polonii. W domu rozmawiają po polsku, ale po prostu nie zna polskich określeń na rzeczy, czy zjawiska, które nie istniały, gdy wyjeżdżała z kraju. Kiedyś, kiedy Świat nie był jeszcze taki mały, wysyłałyśmy sobie paczki z kasetami, płytami, ciuchami. Pewnego razu napisała, że jej syn spalił mi płytę z jej ulubionymi piosenkami. No, cóż, zdarza się. Ale kiedy spalił drugą i trzecią pomyślałam: "co za matoł; pewnie wdał się w ojca". Po czasie wyjaśniło się, że Grażynka tłumaczyła burn dosłownie :) Tak więc jej syn palił płyty, podczas, gdy moi wypalali :)
Mam nadzieję M., że się uśmiechnęłaś, bo inaczej ta notka nie ma sensu. Jak się nie uśmiechnęłaś, to skłam :)
ostracyzm
Autor: aviastra
Tagi: brak  
02 marca 2008, 23:02

Był sobie raz mężczyzna. Włożył dużo czasu i wysiłku w to, żeby być szlachetnym, pomagać innym, rozwijać się, uczyć. To wymaga czasu. Dała mu go żona. Poza pięciorgiem dzieci, które ktoś przecież musiał wychowywać. Po latach stała się nieatrakcyjna. Mężczyzna rozwinął się na tyle, żeby umieć pięknie to nazwać: "coś się między nami wypaliło". Ale przecież natura rządzi się swoimi prawami. Miewał więc kochanki. Był jednak szlachetny, więc żadnej z nich nie obiecywał, że się z nią zwiąże na stałe. To było nie tylko szlachetne, ale i praktyczne. Z góry oddalało wszystkie ewentualne roszczenia. Jedna z kochanek zgodziła się (jak poprzednie) na te warunki, bo czas, który mężczyzna wykorzystał dla siebie nie był stracony. Był naprawdę wartościowy, ale nie bez wad. Zapytany o tę szlachetność i zwyczajną zdradę odpowiadał, że boleje. Kochanka nie chciała wiele. Wyłącznie być KIMŚ. A może tylko BYĆ? Ale i to było zbyt wiele. Poczuła się zraniona, bolało ją to. W końcu z wszystkich trzech bohaterów tej bajki najwięcej dawała, a najmniej dostawała. Poskarżyła się o tym w blogu. Takim "przed snem", żeby poukładać rozbiegane myśli, rozterki serca. Oberwała milczeniem. Nie rozumiała, czemu? Ani jednego słowa wsparcia, zrozumienia. Czy naprawdę nikt nie wie, jak to jest, gdy kochana osoba milczy przez trzy dni? Nie ma na to żadnego innego wytłumaczenia, poza śmiercią milczącego, niż takie, że nagle przestała być ważna lub, że ważny stał się ktoś inny. Nikt nie wie, jak to boli?

Przeczytałam w czyimś blogu o hipokryzji. Ja nikogo nie zdradziłam. Nie mam kogo zwyczajnie. Nie dostałam w zamian za darmowe sanatorium dla mężczyzny NIC, prócz słów. Mężczyzna zbiera całą pulę. Włącznie z sympatią czytających blog. Fajny biznes. Brać, nic nie dając. Jego żona dostaje zwyczajnie to, co jej się należy i żadna to szlachetność. Zwyczajna, prozaiczna uczciwość. I wygodnictwo dającego.

Łabędzi śpiew. Zabrałeś mi Wojtku ostatnią nadzieję, resztki wiary, okruchy nadziei, że są jeszcze ludzie zwyczajnie dobrzy. Ty już nie jesteś ważny. "Trzy dni, trzy łzy" i tyle. Potem już tylko pustka. To takich jak Ty kochają inni. To Tobie, idealnemu biorcy, kibicują i klaszczą gapie.

 A ja? Póki co zastanawiam się, jak się likwiduje ten blog. Potem pomyślę, jak ocalić resztki szacunku dla siebie. Potem...niech diabli porwą. 

Tapeta
Autor: aviastra
Tagi: obraz  
01 marca 2008, 23:36
Na pulpicie mam wyłącznie zdjęcia Marcina. Zmieniam je w zależności od stanu rzeczy, ducha, nastroju. Do dziś miałam dwa wodospady, jeden obok drugiego. Znam to miejsce. Planowaliśmy pojechać tam z Wojtkiem. Pewnie nigdy nie pojedziemy.
Zadzwoniłam dziś. Nie mógł rozmawiać, bo "zaraz zaczyna się Kongres". No, tak. Tam był z żoną. Poczułam się jak wstydliwy rekwizyt. Wibrator np.
 
Utyrałam się dziś przeokrutnie z okazji spotkania z "dziewczynami". W tygodniu będę miała niewiele czasu. Odwołałam jutrzejsze spotkanie z Andrzejem. Nie wyrobiłam się, a nie mam ochoty się zarzynać. Jemu też się bacznie przyglądam. Jak złapię go na tym, że szuka wyłącznie darmowego seksu-odeślę na drzewo. Mam dość.
Zbliża się północ. Myśli płyną jakoś tak po swojemu, bez sensu.
"Mowa jest srebrem, a milczenie złotem".
"...jak wiele ma w sobie dobroci i łask, milczenie, milczenie..."
"Gdy się milczy, milczy, milczy to apetyt rośnie wilczy..."
Kompletne bzdury. Milczenie to koniec, śmierć, finito. I ból. Przed snem poszukam nowej tapety.