Tagi: kobiety
16 marca 2008, 00:39
W ubiegły piątek, po telefonie "życzliwej", zadzwonił Wojciech. Zbliżała się już północ. Byłam spłakana, rozgoryczona i rozżalona. Nie rozmawialiśmy. Ja mówiłam. Nie wiem, co, ale nie było to nic dobrego. Głównie: nie chcę, żebyś przyjeżdżał. Kiedy wstałam w sobotę rano miałam zapuchnięte oczy, ogromną pustkę w głowie (przyjaciel gin pomaga tylko na chwilę) i zero tętna. I do tego dotarło do mnie, co powiedziałam w nocy Wojtkowi. Nie było mowy, żebym sobie poradziła z tym całym sabatem :( Napisałam sms-a: przyjedziesz? Ja odpisałabym "nie", ale on odpowiedział twierdząco. Po litrze coli odzyskałam tętno i coś tam z sobą zrobiłam. Makijaż, dżinsy i bluzka w ogromne, kolorowe kwiaty, kupiona specjalnie na tę okazję. Żeby było śmiesznie. Na razie nie było. Byłam bez sił.
Wojtek przyjechał w kolorze tego tekstu, zmęczony po wykładach, też bez sił :) Ale pognał do sklepu kupić to, czego zapomniałam, bo nie używam, przemeblował ze mną mieszkanie, przyjmował prowiant od "dziewczyn", gdy ja je witałam, rozkładał na stół...Kiedy już wszystkie siedziałyśmy zaopatrzone poszedł się skonany położyć. Bez niego nie byłoby sabatu. A był cudny!!! Baby nie chciały wyjść, choć ich mężowie już po nie przyjeżdżali. Skończyło się grubo po północy. O czym można rozmawiać przez 8 godzin? :))) A my dopiero zaczęłyśmy. Następny sabat za miesiąc. Ale już nie u mnie :)