Nie znosił, gdy go tak nazywałam, ale ja lubię prowokować, a on się tak pięknie wściekał. Był jak kometa, która zbliża się szybko, mami pięknymi barwami, a po chwili zostaje tylko wspomnienie po jej ogonie. Ktoś taki był mi potrzebny akurat najmniej, więc sobie go z miejsca odpuściłam. Niestety, jako w miarę statyczna planeta, byłam łatwym celem do namierzenia. Nie pytał o zgodę. Zwyczajnie się zjawił i truł dupę telefonami przez cały dzień, aż ze zgrzytem zębów poszłam na to spotkanie. Z daleka zobaczyłam, jak usiłuje zwymiotować w krzaki. Resztki nadziei na miły wieczór prysły. Mogłam się jeszcze wycofać, tylko, że to zupełnie nie w moim stylu. Miętus wyglądał raczej jak różowa landrynka ( bo przesadził ze słońcem) z podpuchniętymi oczami (bo przesadził z wódą). Na wstępie poinformował mnie, że ma czerniaka i że koniecznie musi iść do lekarza. Długo szukałam tego złośliwego czarnego, aż w końcu okazało się, że chodzi mu o małą, ledwie widoczną brodaweczkę, która nijak nie mogła mu zagrażać. Uspokojony zabrał mnie do pubu. Kurna jego smętnego...Same małolaty...Miętus się nie przejmował, więc znowu zmiędliłam między zębami kilka niecenzuralnych i po raz drugi tego wieczoru przyjęłam wyzwanie.
Miętus jest psem. Rasowym, po solidnej tresurze. Może się spić w 3D, ale nie wypuści z ręki portfela ze "szmatą" i odznaką. Drobny, błękitnooki, z blond loczkami, ale kiedy szedł do kibla, przez pełen rosłych nastolatków pub, robiło się koło niego pusto. Ustępowali mu z drogi, choć nikt go tam nie znał. Chodził jakoś tak, że wiadomo było, że potrzebuje miejsca dla dwóch osób ( moje wycieczki do kibelka kazały mi przypuszczać, że robię wrażenie kogoś, kto potrafi przenikać przez ściany) Patrzył w oczy, ale zawsze spode łba, jakby w każdej chwili musiał się bronić czołem przed ewentualnym atakiem. Na każde pytanie, nawet niewinne, odpowiadał pytaniem. Kiedy ja nie chciałam odpowiedzieć, mówił (wcale nie wkurzony) : " Ty nie denerwuj mnie" :):):):)
To był naprawdę piękny wieczór. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś tak o mnie dbał. To były drobiazgi, ale takie, które musiały się brać z wczucia się we mnie, prawdziwej troski.
Nie poszłam z nim do łóżka, choć bardzo oboje tego chcieliśmy i choć nie mam natury zakonnicy. A on mnie nie zgwałcił, choć się odgrażał i miał okazję. Za bardzo go polubiłam, za bardzo mnie polubił. Za duże ryzyko.
Nie wiem, gdzie jesteś Miętus, ale myślę o Tobie ciepło, jak o pięknej, wielobarwnej komecie, którą zdarzyło mi się zobaczyć. Mam nadzieję, że wiesz, czemu nie odebrałam Twojego telefonu. Że mi wybaczyłeś. I, że kiedyś znowu przemkniesz przez moje życie...